30 grudnia 2012

Mały Miś



  Nieczęsto robię niebieskie prace. Chociaż to jeden z moich ulubionych kolorów, jakoś nie wpasowuje mi się w stylistykę. Jednak ta Misia urzekła moje serce. Dawno już, zamówiłam kilka papierów z motywem misiów. Wszystkie oczywiście w roli dam i dżentelmenów. ;) Są cudowne i aż żal ściska, że nie ma w pobliżu dzieciaczka, który mógłby się z nich cieszyć.



     Jednak, mimo tego, że bardzo podoba mi się ta praca, brakuje mi czegoś na przodzie szkatułki. Sama się nie mogę zdecydować, czy powinny to być namalowane odbite łapki, wstążeczka, czy jakiś inny miś w rogu. Ciężka sprawa... Może ktoś coś podpowie?

    Co do samego wykonania. Brązowa farba akrylowa, rozcieńczona wodą i wtarta szmatką. Na górze farba akrylowa w bieli, pocieniowana brązem ze szkatułki i niebieskim. A żeby Misiowa parasoleczka się na coś przydała, zrobiłam kropelki deszczu. I oto ona. :)

P.S. Szkatułka jest do kupienia, jeśli komuś wpadła w oko.





















20 grudnia 2012

Rozważna czy romantyczna?

   Przeglądając internet czasem trafiam na fantastyczne perełki. I zazdroszczę troszeczkę, że ktoś ma takie cudeńka a ja biedna nie. ;D  I co robię w takiej chwili?? Biegnę do sklepu (czasem internetowego) i kupuję części, które poskładam w całość.


Historia tych doniczek jest długa, gdyż robiłam je kilka tygodni. Niby miałam na nie pomysł, a jakoby go nie było. Wiedziałam, że mają mieć coś wspólnego z lawendą, mają być praktyczne, pasować do sypialni  i... na tym koniec. To co wyszło, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Sama nie mogłam uwierzyć, że drzemią we mnie pokłady skrywanej romantyczności manualnej. A jednak! ;)











Wszystkie doniczki pomalowałam przy pomocy gąbeczki, fioletową farbą Rico Design, dostępną w sieci Empik. Środek pociągnęłam delikatnie crackle country, a na to naniosłam nierównomiernie białą farbę akrylową. Wycięte wzory z serwetki ponaklejałam na środku, a brakujące elementy transparentnych obrazków uzupełniłam inną. Całość pociągnięta raz lakierem, ale nie pamiętam jakim. Zdaje się, że wodnym, lub akrylowym. Wstążeczki , przyklejone na klej na ciepło z pistoletu, i tak też zostały zmontowane kokardki.

Doniczek używam jako osłonek na inne doniczki, wówczas nie ma problemu z domywaniem ich z ziemi przy przesadzaniu.




19 grudnia 2012

Święta, święta.

Święta coraz bliżej. Kapusta gotuje się na kuchni, groch moczy a moje zwierzaki owładnięte zapachem bakalii, wychylają nosy spod kanapy. Po nową porcję rodzynek. ;) Też niech coś maluchy mają z przygotowań.

Czas leci nieubłaganie, a pierogów setki do lepienia. :) Grunt, że prawie wszystkie prezenty od Świętego ;) już pokupowane albo zrobione. Ja oczywiście pochwalę się tymi zrobionymi. Dzisiaj dwie herbaciarki z uroczymi motywami serwetek, zakupionymi w sklepie Decoupage Garden.  Gdy tylko zobaczyłam te malutkie myszki i cudowną dziewczyneczkę, wiedziałam, że ktoś je dostanie w prezencie. I nie pomyliłam się... Chociaż miałam też dla nich inne przeznaczenie. Otóż, jakiś czas temu na aukcji kupiłam cudownie powycinane podkładki pod talerze. Jednak zabrakło weny twórczej, a może samozaparcia? W każdym razie, myszki jeszcze są w ilości niemal hurtowej, więc kto wie? Być może o jakiś kursik się pokuszę, jak znajdę trochę wolnego.

Herbaciarki kupiłam w Empiku, miały piękne słoje więc znów nie chciałam ich przykrywać. Chętnie bym je tylko pobieliła, ale dostałam polecenie od Fotografera, żeby były świąteczne. A ponieważ próbowałam uniknąć przesłodzenia, wyszło jak wyszło. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pokombinowała. Dlatego, zrobiłam nibybejcę z farby akrylowej. Na to suchym pędzlem przetarłam boki w kolorze białym i gdzieniegdzie dodałam kropeczki. Góra jak zwykle "na żelazko". Idealna metoda do przyklejania tak dużego motywu. Całość przeciągnięta kilkukrotnie lakierem wodnym. I voila !

P.S. Jedną z dekoracji dostałam na Mikołajki, więc musiałam ją uwiecznić. Jest taka śmiechuśna. :D

























18 grudnia 2012

A ja kocham swoją mamę...

   Prezenty, to ciężka sprawa. Przynajmniej dla mnie. Znam ludzi, z którymi mam najlepszy kontakt, i mniej więcej wiem co lubią. Problem polega na tym, czy moja inwencja twórcza, będzie w stanie zaspokoić ich zmysł artystyczny. Wiem, że czasem po prezentach spodziewamy się nie wiadomo czego, czego sama byłam przykładem nie tak dawno. Czasami z braku czasu łażę po sklepie i szukam dosłownie czegokolwiek. Ale najbardziej lubię dawać prezenty, które w jakiś sposób sama zrobiłam. I takie też prezenty najbardziej lubię otrzymywać. ;)


  Wracając do tematu decou, zrobiłam szkatułkę.
Dość dawno, bo w marcu. Z racji tego, że wreszcie się przemogłam do lakierowania kilkukrotnie, czego najbardziej nie lubię (jakiś krasnoludek, by się przydał), spędziłam na wykonaniu tego cudeńka prawie miesiąc. 
Zdjęcie jest takie sobie, bo robiłam w pośpiechu, wieczorem przed dniem wręczenia. Ale chyba oddaje klimat, jaki chciałam osiągnąć.



  Szkatułka pomalowana rozwodnioną farbą akrylową w brązie z dodatkiem czerwieni. Chciałam osiągnąć lekko różany odcień. 
  Na górze kremowy, dwuwarstwowy podkład, też ze zmieszanych farb. Róże z papieru ryżowego. Na to wszystko dwuskładnikowy preparat do spękań, bardzo grubo nałożony, gdyż chciałam osiągnąć efekt szerokiego spękania. Wypełniłam je czymś w rodzaju porporiny w kolorze złotym. 
  Boki pomalowane lakierem wodnym, góra zaś kilkukrotnie spryskana lakierem- śmierduchem z puszki.





16 grudnia 2012

Trochę z innej beczki czyli Lawendowa Wróżka

    Życie jest poplątane. Zwłaszcza to zimowe, kiedy możliwości podróżowania są ograniczone. Co prawda nie mieszkam na końcu świata i przez cały biały okres nie jestem odcięta od ludzkości, ale...Tak jakoś się czuję odcięta od rzeczywistości w środku. Nachodzi mnie wtedy nostalgia. Marzą mi się wycieczki po ciepłych krajach, łąki pachnące gorącem kwiatów. Ech... Najbardziej z tych marzeń przebija się tęsknota za morzem lawendy. Tak, kiedyś przeczytałam, że nerwusy takie jak ja najbardziej powinny polubić lawendę. ;) I polubiłam. Nie tylko tą ikeowską na balkonie...
... ooo taką z bączkiem.





I tak oto z tej tęsknoty powstała szkatułka. Powędrowała do nieznajomej. Marzenie było proste- coś w fioletach, delikatnego i kobiecego. Hm... wyzwanie dla mnie. ;D Ale zdaje się, że podołałam, bo projekt się spodobał.

A oto Lawendowa Wróżka.




  Pudełeczko praktycznie wielkości serwetki. Z barku bejcy rozrobiłam w wodzie białą i czarną farbę , tak aby tylko zabarwić drewno. Chciałam żeby widać było słoje. Do tego wyszedł fajny efekt cieniowania, bo na szmatkę czasem nabrało się trochę więcej ciemnej szarości, raz jaśniejszej. 
  Na zdjęciu niestety słabo je widać, ale zapewniam, że są- bielenia wykonane metodą mokrego pędzla. Nie chciałam, żeby zdominowały całą pracę, dlatego są delikatne, tak jak te z fioletowego cieniowania. Górę szkatułki jednokrotnie pomalowałam białą farbą. Serwetka naklejona metodą na żelazko.
  Pierwszy raz robiłam też coś z szablonu. Generalnie chyba jak na pierwszyznę, to nie wyszło źle. Zwykła szpachlówka, szablon z marketu budowlanego. Chwila wahania i Wróżka gotowa.

Efekty oceńcie sami. ;)


Nadal w zimowych klimatach

 
     Zbliżają się Święta. Jakoś nadal nie mogę odnaleźć w sobie ich ducha. Niemniej jednak zawsze inspirują mnie do działań hobbystycznych. I tak w zeszłym roku, przeglądając internet natknęłam się na Quilling. Jest tworzenie obrazków poprzez skręcanie paseczków papieru. Stron temu poświęconych co niemiara. Zwłaszcza amerykańskich, bo tamtejsze kobiety szczególnie upodobały sobie te prace.







Oto jak to wygląda, na przykładzie znalezionym w sieci.




Ja owładnięta manią kręcenia, zrobiłam kilka pocztówek, które kiedyś pokażę w innym poście. Dziś możecie zobaczyć kartki świąteczne zrobione w spółce z moja Psiapsiółeczką.  Chciałyśmy zrobić na tym interes, ale jak zwykle nam nie wyszło. Jednak zamieszanie jakie wokół tego powstało, było niezwykle sympatyczne. Zatem oto i one. Fotografie robił mój osobisty Fotografer, którego mam nadzieję wykorzystać do jakiegoś kursiku, krok po kroku. ;D






Czasochłonne ale piękne.
A już wkrótce decoupagowe przydasie, które w świątecznych prezentach pofruną za morze. ;D

15 grudnia 2012

Powitanie z aniołkami

Jak już napisałam o sobie, w wolnych chwilach zajmuję się wszelakimi formami artystycznymi. Popędliwy ze mnie chochlik, więc jak mnie ogarnie "faza" na jakąś dziedzinę , do bólu ją eksploatuję. Aż mi się nie znudzi. Jednak wierności dotrzymuję, już od kilku lat decoupagowi. On to chyba najbardziej pobudza moją wyobraźnię. Nie zawsze udany, ale grunt, że cieszy. Czasami nie tylko mnie, bo kilka prac zawędrowało już do ludzi. Mam nadzieję, że uszczęśliwiły ich tak samo jak mnie ich wykonywanie. ;)




   Jedną z takich prac na zamówienie, była doniczka zamieniona w świecznik. Pomysł zgapiłam z jakiegoś posta na FB, ale zostałam namówiona na zrobienie go w prezencie. I tak powstały aniołki...





Doniczka duża, bo średnica to jakieś 20 cm. Na dole mniejsza. Pęknięcie wyłamywałam ze dwie godziny. Więc jak wam taka upadnie, to nie wyrzucajcie jej od razu. Na zdjęciu w środku świeczuszka ze sklepu ze skrzydełkami ;), w kształcie kuli śniegowej. W sam raz się wpisała w krajobraz. 

   Doniczkę otapowałam dwukrotnie białą farbą akrylową- taką zwykłą, do ścian. Następnie zmieszałam białą z niebieską i po uprzednim przetarciu gdzieniegdzie, wystających części i boków świecą, naniosłam jedną warstwę niebieską.
Po wyschnięciu przy pomocy gruboziarnistego papieru ściernego, przetarłam w miejscach gdzie była stearyna. W środku przykleiłam wycięte z serwetki aniołki, a całość przelakierowałam z zewnątrz lakierem wodnym. W środku zostawiłam tylko całość pociągniętą klejem, gdyż bałam się że lakier może zapalić się, a niepomalowany nie dałby się wyczyścić w razie osmolenia. W trakcie podsychania kleju, obsypałam brokatem aniołki, żeby ładnie się iskrzyły wieczorem. 
  Czegoś mi brakowałao i... wtedy w Lidlu znalazłam pastę,która z powodzeniem imituje śnieg i ...chmurki. Jak widać na zdjęciu pacnęłam tym trochę aniołeczkom nad głowami i ranty wyłamania. A na nie brokat- a co!




























Tak więc, z niszczycielską siłą musiałam połamać doniczkę. Ale jeśli macie w domu jakieś wykruszone, stare i zapomniane donice, nie wahajcie się ich wykorzystać. Po pierwsze- udane będą wam cieszyć oko. Po drugie- nieudanych nie będzie szkoda wyrzucić, a doświadczenie zdobyte przy nich-bezcenne.


Pozdrawiam
Mała Mi ;)