3 stycznia 2013

 Dzisiaj mnie natchnęło na przeglądanie starych zdjęć. Wśród nich znalazłam te dwie pracki. Jestem z nich dumna, bo od początku, do samego końca zrobiłam je sama. Całe pudełeczko jest zrobione z kartonu i paseczków papieru. Cudeńka goszczą w domu mojej psiapsiółki i mam nadzieję, że jej jeszcze służą.


Podstawę, czyli pudełeczko wykonałam jak za starych czasów na technice w szkole uczyli. Pokroiłam jakiś czarny kalendarz do scrapowania z Lidla, (scrapków nie umiem nadal zrobić, choć te cudownośći kradną moje serce). Nie jest imponujących rozmiarów, bo miało służyć do chowania malutkich cieni do powiek. Góra ozdobiona różyczkami. Wydawało mi się, że są piekielnie trudne do zrobienia, ale z czasem nabrałam wprawy i przy kawce i ulubionym serialu, wyprodukowałam iśćie hurtową ilość. Zamknięcie zrobione przy pomocy ozdobnego dziurkacza. Ponieważ kolorystyka miała odpowiadać upodobaniom, zaserwowałam tylko mały optymistyczny akcent w postaci serduszek. :)



Drugie pudełeczko też zawędrowało w prezencie, ale tu mogłam wprowadzić z lekka kolorków., Ale tonacja pozostała podobna. A żeby troszeczkę inaczej wygądało i siostrzyczki się nie kłóciły, że takie samo, na tym dodałam coś, co miało wyglądać jak manekin z sukienką. Wygląda? Uff... mam nadzieję, że tak. :)

A, żeby pokazać jeszcze coś quillingowego dodam kartkę. Ta wyjątkow podobała się mojej mamie, ale w wyniku niespodziewanej wizyty, ktoś inny został nią obdarowany. Ale o mamusi też pamiętam i muszę jej takie coś zdziałać.


Miłego wieczorka!